Koniec demokracji.
Należało się spodziewać, że przedsiębiorczość przestanie oglądać się na solidarność. Kapitalizm zbudowany na niewolniczej pracy milionów ludzi wspierał rozwój państw demokratycznych (tak jak niewolnictwo ułatwiało niegdyś funkcjonowanie demokracji ateńskiej) tak długo jak było to w jego interesie. Obecnie jednak - jak przewidzieli socjaliści - owoce społeczne tej współpracy zaczynają marnieć, a przepaść między bogatymi i biednymi przybiera niespotykane dotąd rozmiary. Widoczne to jest najlepiej w Stanach Zjednoczonych, ale także w Unii Europejskiej gdzie od dekad postępuje ubożenie dużej części ludności (równolegle z ograniczaniem swobód obywatelskich pod różnymi pretekstami, takimi jak rozprzestrzenianie się terroryzmu czy chorób zakaźnych). W Polsce jest to mniej odczuwalne niż na Zachodzie, gdyż w tym czasie standard życia przeciętnego Polaka widocznie się zwiększył, chociaż również tutaj trend zaczyna się odwracać.
Demokracja liberalna w państwach wysokorozwiniętych przestała być wydolna i nadążać za procesami rynkowymi, w niewielkim stopniu dającymi się kontrolować rządom narodowym, czy nawet ponadnarodowym takim jak Unia Europejska (która z roku na rok traci także swoją legitymizację społeczną do sprawowania władzy, w stosunku do tego jakie prawa do rządzenia sobie rości). Reakcją na to jest odradzanie się myśli nacjonalistycznej i izolacjonizmu w wielu krajach świata, także w Polsce (w scenariuszu pesymistycznym może to doprowadzić do rozpadu niektórych sojuszy, zawieszenia porozumień dotyczących wykorzystania broni jądrowej czy ochrony klimatu i zachwiać kruchą równowagą gwarantującą pokój na świecie, w scenariuszu optymistycznym może to powstrzymać prywatne grupy interesu przed kreowaniem polityki światowej, ogłupianiem i zniewalaniem całych narodów, czy unifikowaniem kultury oraz wszelkich aspektów życia naszego gatunku). Na ile taka polityka okaże się skuteczna i jakie przyniesie to konsekwencje czas pokaże.
Procesy globalizacyjne wspierane przez nowe technologie dały niekontrolowaną władzę międzynarodowym, czy raczej pozanarodowym instytucjom, organizacjom i podmiotom posiadającym niewyobrażalny kapitał. Demokracja i obywatel są w stosunku do nich bezbronne (w sensie prawie bezbolesnego procesu przystosowawczego). Nie jest to bynajmniej bolączka tylko ustroju demokratycznego - przemiany gospodarcze i społeczne postępują w każdym zakątku świata, a są tym bardziej szkodliwe im słabsze jest przywództwo danego kraju, niezależnie od formy sprawowania rządów. Media ogólnoświatowe kreują nastroje polityczne, kapitalizm wykorzystuje kataklizmy i kryzysy do rozszerzania swojego wpływu, prawo jest dla uprzywilejowanych, a władze bagatelizują negatywne skutki transformacji technologicznej.
Globalizacja stała się kolejnym etapem kolonizacji, tym razem już nie tylko mieszkańców trzeciego świata. Międzynarodowe koncerny i korporacje mają przychody przewyższające PKB niejednego kraju, wydając na ochronę prawną, lobbing i reklamę więcej niż państwa narodowe na opiekę zdrowotną swoich obywateli. Celem tych organizacji nie jest bynajmniej rozwój demokracji (nie stosują zasad demokratycznych w swoich strukturach), zdrowego kapitalizmu i konkurencji rynkowej, a monopolizacja każdego możliwego obszaru gospodarki. W tych warunkach władza państwowa ulega swoistemu sprywatyzowaniu. Zadaniem rządów jest podtrzymywanie iluzji uczestnictwa w procesach decyzyjnych, z których są skutecznie eliminowani. Te zapadają za kurtyną.
Politycy odsuwają na dalszy plan kluczowe problemy zajmując
się kulturą, etyką i filozofią, stosując się oczywiście przy ich roztrząsaniu
do demokratycznych standardów, z kolei w kwestiach zarządzania Państwem i
gospodarką czerpią garściami z dziedzictwa socjalizmu poprzez komplikowanie
prawa, podatków, przy jednoczesnym rozbudowywaniu nadzoru, biurokracji i opieki
socjalnej. Plany długoterminowe nie przewidują żadnych nowych rozwiązań poza
dalszym zadłużaniem się, które ma napędzić konsumpcję i inwestycje dodrukowanym
pieniądzem. Jakie są tego konsekwencje widzimy szczególnie dobrze dzisiaj w
dobie epidemii. Liczyć możemy także próby podreperowania gospodarek przy
wykorzystaniu taniej siły roboczej, która jest coraz droższa, szczególnie jeśli
nie chce pracować. Jesteśmy na statku, w którym jest dziura, zamiast ją załatać
dokładamy tylko do pieców kolejne meble licząc że rozpędem utrzymamy się na
powierzchni i dopłyniemy do brzegu. Jak zwykle jednak w takich sytuacjach bywa,
górne pokłady z załogą na wszelki wypadek swoje kosztowności załadowały do
szalup i w nich oczekują na rozwój sytuacji.
Komentarze
Prześlij komentarz