Śpiący rycerze cz.1
Jako syn narodu skłonnego do pospolitych ruszeń jestem mocno
sfrustrowany tym, że w sytuacji gdy działający po omacku rząd zatapia
gospodarkę, to wikłając nasz kraj w polityczne wojenki na przemian z UE i z
Rosją, to uprawiając rozdawnictwo dla zapewnienia sobie poparcia, gdy brakuje
surowców energetycznych, trwa festiwal podnoszenia cen, waluta niszczeje, a
razem z nią topią się nasze oszczędności, my dalej siedzimy cicho jak mysz pod
miotłą. Bez cienia sprzeciwu obserwujemy chaotyczne działania polskich polityków,
którzy - wzorując się na równie chaotycznych działaniach na Zachodzie – przypominają
mi coraz bardziej schizofreników z oddziału psychiatrycznego – przejawiając
zachowania od euforii gdy chodziło o wszelkie ekotechnologie, przez paranoiczne
uprzedzenia wykluczające pragmatyzm w interesach, do paniki i przerażenia jak
było w przypadku wirusa Covid, - przy okazji nadszarpując finanse większości z
nas, a wielu doprowadzając wręcz do ruiny.
Non stop testuje się naszą cierpliwość, przesuwając powoli jej
granice, a my zmarniali, ospali, ogłupiali tracimy zdolność do buntu przeciwko
kiełkującym nowym porządkom społecznym i gospodarczym, gdzie po dekadach
emancypacji ponownie zaczynamy tracić swoją podmiotowość i realne prawo głosu, czego
władze są całkowicie świadome. Nie jesteśmy obecnie w stanie jako obywatele, grupy
społeczne czy branżowe skutecznie walczyć o własne interesy. Skutecznie znaczy,
zjednoczeni, skutecznie znaczy do skutku. Widać było to świetnie przy
wprowadzaniu przez rząd kolejnych lokcdownów kiedy przy bierności otoczenia powstające
ogniska sprzeciwu wokół protestujących przedsiębiorców gasły tak szybko jak
powstawały, pozostając tylko chwilową internetową sensacją.
Co jakiś czas wyrażamy nieśmiało swoje oburzenie w tej czy innej sprawie, ale to wszystko na co nas stać. Wracamy posłusznie do swoich zajęć, harując jak woły bez słowa protestu, aby w spokoju wieczorem wypić zasłużone piwo i znieczulić się na otaczającą rzeczywistość, kupić nową zabawkę spacerując po skwerach tej czy innej galerii, rozmarzyć się oglądając Wyspę Miłości, pójść na mecz piłkarski i rzucić kilka obelg w sędziego lub jeszcze lepiej wybrać się na walki w klatce, dając upust negatywnym emocjom w myślach obijając jakiegoś polityka, szefa, czy Bogu ducha winną żonę. Współcześni niewolnicy nieświadomi swojej siły, swojej wartości, zadawalający się tanimi rozrywkami, które odciągają ich uwagę od ważnych rzeczy. Koniec końców to nasze życie nie jest wcale takie złe, nie kołyszmy więc łódką, która i tak musi płynąć po burzliwym morzu.
Niektórzy twierdzą, że mamy się wręcz za dobrze, że staliśmy się zbyt wygodni i rozleniwieni aby walczyć o swoją przyszłość w sposób zdecydowany i czynny. Trzeba przyznać, że przez dość długi okres my Polacy bogaciliśmy się, więc uznaliśmy chyba, że rządzący o nas dbają nawet jeśli czasem robią głupoty czy przykręcają nam śrubę. Odbierana sfera wolności, czy nowy podatek nie wart jest naszego narażania się na zbędny wysiłek, czy ewentualne nieprzyjemności. Tak, część z nas obawia się szykanowania i wszelkich konsekwencji wchodzenia w konflikt z władzą, choć w tramwajach pełnych podpitych kibiców zmierzających na stadion narodowy można usłyszeć w dwóch słowach chóralną krytykę obozu władzy. Nic z tego jednak nie wynika. Co tu dużo mówić, boimy się nawet wyrazić swój sprzeciw stojąc przed urną wyborczą. Zwlekamy z postawieniem na radykalne zmiany, które zachwiały by statusem quo, czekając na przelanie się czary goryczy, na znak, na moment zebrania się jakiejś masy krytycznej. Jeśli jednak nie zaczniemy od siebie, nie wiadomo jak szybko ten moment nastąpi. Cdn…
Komentarze
Prześlij komentarz