Ziemia obiecana
Żyjemy w
czasach kiedy dostęp do wszelkiego rodzaju dóbr jest większy niż kiedykolwiek w
historii (przynajmniej dla ludzi cywilizacji Zachodu), a nasze cechy wrodzone sprawiają,
że by je zdobyć jesteśmy w stanie harować od świtu do nocy kosztem zdrowia,
relacji rodzinnych i więzi społecznych. Wizja powszechnego dobrobytu, którą gonimy
jest złudna i dla większości niedościgniona. Atuty współczesnego świata stają
się powoli naszym przekleństwem. Dla podwyższenia, lub choćby utrzymania
statusu i poziomu życia gotowi jesteśmy nie tylko wyzbyć się swoich poglądów i
wartości (a przynajmniej powstrzymać się od głośnego ich wyrażania), ale także zgodzić
się na ograniczenie naszych swobód. Pożądamy pieniędzy już nie dla samej przyjemności
wydawania - motywacją do ich zarabiania stała się sama chęć ich posiadania. W
końcu zgromadzony majątek ma zagwarantować w spokojny sen i niezależność, ale
posiadanie daje tylko pozory niezależności, gdyż w dzisiejszym świecie
prawdziwą niezależność osiągają tylko nieliczni posiadacze prawdziwych fortun. Mamy
czasy najgorszego możliwego połączenia niezdrowego kapitalizmu, który pod
pretekstem wydajności i efektywności do cna wyżyma pracownika, ze zgniłym socjalizmem,
który w ramach jałmużny chce poprawić mu byt. Klasy wyższe dzieląc się z
klasami niższymi częścią bogactwa (przez biedotę wypracowanego) zyskały ich
lojalność i przychylność przejmując nad nimi jeszcze większą kontrolę. Te
wymuszone ustępstwa nie zmieniły jednak nastawienia elit do niższych warstw
społeczeństwa, gdyż ich interes jest przeciwstawny interesowi dobra publicznego
i zawsze będą działać wbrew niemu, jednocześnie tym dobrem publicznym grając
przy ubieraniu swojego interesu w zasady i normy prawne.
Trwamy w
dobie przewlekłego kryzysu nie tylko gospodarczego, ale i ideowego. Nie
jesteśmy już społeczeństwem, tylko zbiorem konkurujących ze sobą jednostek.
Lepiej sytuowane warstwy próbują za wszelką cenę utrzymywać swoją nadrzędność i
status społeczny, podtapiając całą resztę. Ta reszta to neopańszczyźniani
chłopi, z trudem utrzymujący głowę nad powierzchnią - ich status nie zmienił
się od wieków, mimo posiadania markowych ubrań, telefonów, zmywarek, samochodów
i innych modnych gadżetów. Trwa obecnie gotowanie żaby. Bezbolesność
przystosowania wpływa na brak reakcji z naszej strony. Wygodne życie mimo
posiadania wszelkich dóbr dalej jest feudalizmem, tylko dziesięcina jest pięć
razy wyższa. Wygodne życie to tylko jedna strona medalu z drugiej jest
zastraszanie i rozbudzanie pragnień przez opanowaną przez media kulturę,
niepewność jutra i pogoń za pieniądzem, sprawiające, że czujemy się wyobcowani
we własnym kraju, nienawistnie spoglądając na sąsiada i próbując dorównać mu
stanem posiadania. W końcu zwykły człowiek od zarania dziejów o przetrwanie
walczy sam, a wpływ na przebieg wydarzeń w kraju czy na świecie ma niewielki.
Demokracja dała mu jednak złudne nadzieje, że to się zmieni. To złudzenie
powoli gaśnie, choć idealiści wierzą, że społeczeństwo znajdzie jakieś wyjście
z tej straconej pozycji, na której stoi. Ludzkość wychodziła przecież z
gorszych opresji. I zaraz wpadała w następną.
Dzisiejszy system społeczno-gospodarczy, nazywany najlepszym z wymyślonych, staje się mało wydolny. Problemy migracyjne, szkodliwe trendy gospodarcze i światopoglądowe, technokracja, galopujące zadłużenie, chwiejny pokój światowy, podszyta interesami moda na ekologię i postępująca dewaluacja pieniądza sprawia, że coraz głośniej mówi się o potrzebie szukania nowych rozwiązań ustrojowych, problem w tym, że nie mamy zbyt wielu opcji. Słyszałem ostatnio opinię, że jeśli demokracja ma przetrwać musi przestać być demokracją. Sprowadza się to do powrotu władzy silnej ręki, co już wielokrotnie przerabialiśmy, z marnym skutkiem. Zresztą nieważne czy żyjemy w systemie autorytarnym czy demokratycznym, głównym problemem jest zawodność człowieka, u którego zdolność do kierowania się szlachetnymi pobudkami zanika z wiekiem. W masach z przyczyny braku możliwości wykazania się, u klas wyższych - wykonujących zajęcia wyznaczone im przez stanowisko lub społeczność - z samej przyczyny dzierżenia władzy, która skutecznie ich deprawuje. Jeśli Państwo jednych i drugich do roli przykładnych obywateli nie przygotuje, nie wyedukuje ich należycie, to żaden system się nie sprawdzi. Polska jest tego świetnym przykładem. Kto dziś traktuje szkołę jako przywilej? Rodzice traktują ją jak przechowalnię, a uczniowie jako nieprzyjemny obowiązek. Kadrę nauczycielską zrównano z motłochem i nie robi się nic, aby przywrócić jej należny status, zresztą cały system edukacji władze traktują jak kulę – nie kulę armatnią przebijającej mury ciemnoty, ale kulę u nogi. Bijących na alarm nie trzeba uciszać, nikt ich nie słucha, dla ogłupiałych tłumów los przyszłych pokoleń to przecież czysta abstrakcja.
Pisałem już
wielokrotnie, że w zastraszającym tempie tracimy zdolność samodzielnego
myślenia, ale także kolektywnego działania. Potężny strumień informacji
docierający do nas każdego dnia trudno przekuć w użyteczną wiedzę. Coraz
bardziej upolitycznione media karmią nas propagandą strachu, jak nie wirus to
wojna, jak nie kryzys gospodarczy, to zabójcze ocieplenie klimatu. Do tego trwające
w nieskończoność thrillery na scenie politycznej w cyklu spory-kampania-wybory.
To wszystko poprzecinane reklamami, które wciskają nam całą masę zbędnych produktów
(od leków na potencję i suplementów diety, przez roboty odkurzacze, szczoteczki
soniczne i niemieszczące się w kieszeni smartfony, po szybkie pożyczki, które
mają to wszystko sfinansować). Trwanie w tej tragikomedii zubaża naszą
świadomość, i kieruje nasze myślenie na boczne tory. Masy walcząc o okruchy
tortu zjadanego przez nielicznych tracą odruch solidarności i więzi ze
społeczeństwem stając się łatwym celem dla dobrze zorganizowanych podmiotów
gospodarczych, korporacji i instytucji nastawionych na zysk i kontrolę
obywateli. Samo zarządzanie tymi organizacjami (a tym bardziej Państwami) stało
się tak problematyczne i cechuje je taka bezwładność, że nawet zarządzający
nimi od szczytów władzy przez wszystkie stopnie drabiny zostają takimi samymi
niewolnikami wszelakich zależności, bezwzględnej ekonomii i poprawności
politycznej, jak cała reszta biernych wykonawców poleceń.
Przyjęliśmy zasady
gry, której skutków nie przewidzieli nawet Ci, którzy ją stworzyli
Komentarze
Prześlij komentarz