Dyplomatyczna wojna o Falklandy
„Malwiny
(Falklandy) należą do Argentyny”- znakami informacyjnymi
o takiej treści usiana jest cała Argentyna. Przemierzając ten kraj początkowo brałem
je za zwykłe znaki kierunkowe, a nie za część szeroko zakrojonej akcji
propagandowej, mającej przypominać Argentyńczykom o „okupowaniu” wspomnianych
wysp przez Brytyjczyków. Choć od prawie dwustu lat Falklandy pozostają pod
brytyjskim zwierzchnictwem, każdy kolejny argentyński rząd wzywa Wielką
Brytanię do zwrócenia tych terytoriów Argentynie. Nic w tym dziwnego, gdyż w kraju
będącym w permanentnym gospodarczym kryzysie granie przez władze tematem
Falklandów spaja naród i odciąga uwagę jego obywateli od innych problemów, z
którymi borykają się lokalni politycy. Nie zmienia to jednak faktu, że w
rzeczonej kwestii argumentom Argentyńczyków trudno nie przyznać racji.
Falklandy leżące u wybrzeży Argentyny, a przynależne
Wielkiej Brytanii jako pozostałość kolonialnych podbojów Imperium Brytyjskiego,
są oddalone od Królestwa o ponad 12 tysięcy kilometrów. Mimo tego, próba zbrojnego
zajęcia wysp przez Argentyńczyków w 1982 roku, ze względu na olbrzymią przewagę
militarną Wielkiej Brytanii nie udała się, doprowadzając przy okazji do upadku dyktatury
wojskowej i wprowadzenia w Argentynie demokracji. W okazywaniu wdzięczności Brytyjczykom
za to wyzwolenie Argentyńczycy są jednak – że tak powiem - bardzo powściągliwi i
co jakiś czas dochodzi w kraju do antybrytyjskich incydentów, jak obrzucenie farbą
ambasady brytyjskiej czy spalenie kukły któregoś z członków rodziny
królewskiej. W kwestii roszczeń dotyczących Malwin - jak zwą Falklandy
Argentyńczycy – po wojnie również nic się nie zmieniło. 3/4 społeczeństwa uznaje
je bezsprzecznie za część swojego terytorium i popiera działania władz w celu
ich odzyskania.
W walce o wyspy na znaczeniu zyskują kwestie ekonomiczne. Po
wojnie u wybrzeży Falklandów odkryto złoża ropy, którą Wielka Brytania zaczęła
wydobywać w 2012 roku (a także przyznawać na to koncesje) przy oczywistym
sprzeciwie Argentyńczyków. Dla potwierdzenia swoich praw do Falklandów Brytyjczycy
zorganizowali w 2013 roku referendum, którego wynik był z góry znany. Prawie wszyscy
z blisko 1700 uprawnionych do głosowania mieszkańców wysp opowiedziało się za
przynależnością do Korony, choć dla rządzących Argentyną stanowisko garstki posiadających
brytyjski paszport lokatorów nie ma znaczenia w sporze i stale lobbują oni na
arenie międzynarodowej o uznanie praw Argentyny do wysp. Dużym
sukcesem w tej materii było rozszerzenie przez ONZ w 2016 roku pasa wód terytorialnych
Argentyny na tyle, że objęły one w całości Falklandy, co utrudniło Brytyjczykom
dostęp do wysp, a przede wszystkim do ropy i ponownie zaostrzyło
dyplomatyczny konflikt.
Oliwy do ognia dolewa wybrany w grudniu 2023 roku nowy prezydent
Argentyny Javier Milei, który już w styczniu 2024 podczas Forum Ekonomicznego w
Davos nie tylko zszokował zebrane tam elity swoją wypowiedzią krytykującą
ograniczanie wolności i wprowadzanie socjalizmu jako zagrożenie dla zachodniego
świata, ale także kolejny raz upomniał się o Falklandy. Zaniepokoiło to
najwyraźniej Brytyjczyków, skoro miesiąc po rozmowie Milei z Davidem Cameronem w
Davos, ten ostatni złożył oficjalną wizytę na Falklandach, pierwszą tego typu od
8 lat. Widać wyraźnie, że Argentyńczycy nie zamierzają odpuścić, choć opcja ponownej
próby siłowego przejęcia wysp przez borykającą się z olbrzymimi problemami wewnętrznymi
(hiperinflacja, przestępczość) Argentynę nie wchodzi raczej w grę. Jest zresztą
z góry skazana na porażkę, gdyż wyspa jest obecnie znacznie mocniej broniona
niż przed ostatnim atakiem. Brytyjczycy nie mogą jednak spać spokojnie, skoro
tysiące podobnych do sfotografowanego przeze mnie znaku zdobią drogi Argentyny przypominając obywatelom, kto niezmiennie jest ich wrogiem.
Komentarze
Prześlij komentarz