Co zniknie najpierw - obostrzenia czy demokratyczne państwa prawa?
Wyobraź sobie, że budzisz się w kraju, w
którym prawo służy tylko jednej stronie, a wszelkie próby buntu i protestu są brutalnie tłumione przez policję i wojsko. Gdzie za naruszanie absurdalnych rządowych dyrektyw czeka cię
surowa kara, włącznie z karą więzienia.
Gdzie obowiązuje godzina policyjna, a także zakaz oddalania się od miejsca zamieszkania i opuszczania własnego
kraju. Gdzie policja i pokrewne służby bez jakiegokolwiek nakazu mogą wejść do
twojej firmy, domu czy mieszkania, a aparat władzy zachęca Cię do donoszenia na
przyjaciół i członków rodziny. Myślisz sobie, że jesteś na Białorusi rządzonej
przez reżim Łukaszenki? Nie, wylądowałeś właśnie w Australii, kraju który do
niedawna uchodził za ziemię obiecaną pod względem standardu życia i swobód
obywatelskich. Dzisiaj - gdy pod pretekstem ochrony obywateli przed
niewidzialnym wrogiem władze centralne i stanowe prześcigają się we wprowadzaniu
coraz bardziej niedorzecznych restrykcji - nie można już tego powiedzieć.
Demokracja, w której kompletnie przestano brać pod uwagę prawa obywateli -
rzekomo dla ich własnego dobra - przekształca się ustrój totalitarny.
Teraz przeniesiemy się do innego miejsca, w którym - dzięki nieustannej
propagandzie i nadzorowi - na każdym kroku jesteś zastraszany i przymuszany do
ślepego posłuszeństwa względem decyzji władz państwowych, pod karą społecznego
wykluczenia. Gdzie dyskryminuje się jedną grupę społeczną, nie przez pogardliwe
spojrzenia czy wytykanie palcem, ale przez autentyczną segregację ludzi na
lepszych i gorszych. Ci gorsi mają zakaz korzystania z urzędów, obiektów
kulturalnych czy zwykłych lokali usługowych, w dodatku wisi już nad nimi groźba
odebrania prawa do pracy i publicznej edukacji, a piętnowanie zmierza w kierunku całkowitej izolacji
dyskryminowanej grupy. Nie przeniosłeś się jednak do RPA, Stanów Zjednoczonych
czy nazistowskich Niemiec lat 30-tych XX wieku. Jesteś co prawda w Niemczech,
tylko że blisko sto lat później. Nie ważne, że do segregacji dochodzi tym razem
z powodów medycznych - jak pokazuje historia - takie postępowanie niezmiennie
przynosi opłakany efekt. Mimo, że Niemcy nie są jedynym krajem, który podczas
trwającej pandemii wprowadza tak drastyczne ograniczenia, to ostatnio wiodą
prym, dążąc do uniemożliwienia normalnego życia tym, którzy nie posiadają
wymaganego certyfikatu medycznego.
Działania Australii i Niemiec to tylko nieliczne przykłady panicznych ruchów władz państwowych w odpowiedzi na pojawienie się nowego wirusa. Dwa lata temu, nie uwierzylibyśmy że obywatele demokratycznych krajów znajdą się w tak dużej opresji i nie mówię tu o chorobie ciał ale umysłów, w szczególności umysłów rządzących. Próby zwalczenia wirusa środkami niewspółmiernymi do zagrożenia - rekomendowanymi, aprobowanymi i wspieranymi przez wszystkich mających w tym interes – uwłaczają myślącym i poważnie szkodzą wszystkim ludziom, zarówno zastraszonym, którzy stosują się do narzuconych im nakazów (nie odnoszę się tu zupełnie do kwestii zdrowotnych, gdyż jest to temat na osobny artykuł) jak i prześladowanym, którzy odmawiają stosowania się do nich. Cele nie uświęcają środków, a ucisk, powszechna kontrola i dyskryminacja (nieważne, rasowa, wyznaniowa czy medyczna) prowadzą do takich samych skutków - odbierania godności, tym którzy jej doświadczają. Przykładów na to w ciągu ostatnich 2 lat widziałem wiele.
Czy sytuacja w Polsce jest w tej kwestii choć trochę lepsza niż choćby Niemców? Zgodziliśmy się już przecież na zamykanie w domach, czy jednak zgodzimy się na to, aby zostać pozbawionym pracy za odmowę przyjęcia szczepionki? Zależy to głównie od naszego czynnego sprzeciwu dla takich chorych pomysłów, który obecnie jest niestety - łagodnie rzecz ujmując - niewystarczający. Obawa przed chorobą doprowadziła do tego, że zgodziliśmy się bez większych protestów na ograniczenie naszych praw obywatelskich, a stale podsycany przez media niepokój uśpił naszą przytomność. Wydaje mi się jednak, że większość dostrzega już jakie spustoszenie w gospodarce, ochronie zdrowia, w naszym życiu społecznym i prywatnym poczyniły tzw. obostrzenia. Wciąż wahamy się przed otwartym sprzeciwem dla ciągle przedłużających się nakazów i zakazów, choć ich zasadność i podłoże wydają się nam coraz bardziej niejasne i podejrzane, a przynajmniej część dostrzega już w nich dyktat realizujących scenariusz, bądź tylko wykorzystujących okazję ponadpaństwowych potężnych korporacji i stojących za nimi nowych, finansowych tyranów tego świata.
Niezależnie czy opieramy się wyłącznie na faktach, czy domysłach wszyscy czujemy, że źle się dzieje i aby to przerwać i wrócić do względnej normalności musimy żądać od rządzących zrewidowania zasadności utrzymywania trwających obostrzeń i mocno przeciwstawić się jakiegokolwiek próbom ich zaostrzania. Nie ulegajmy medialnym manipulacjom żerującym na strachu, a nagłaśniajmy i potępiajmy przemilczanie wszelkich bezprawnych form nacisku i dyskryminacji, wszędzie tam gdzie do nich dochodzi. Nie bądźmy bierni, kojarzmy fakty, i stosujmy tylko takie środki ostrożności przed zachorowaniem na Covid-19 jakie sami uznamy za stosowne. Wymagajmy przestrzegania naszych praw obywatelskich, w szczególności praw pacjenta i tajemnicy lekarskiej (które - pod pretekstem zagrożenia epidemiologicznego - są nagminnie łamane). Idźmy za przykładem choćby Norwegii, która początkowo kopiowała zachowania innych krajów, z czasem sukcesywnie łagodząc obostrzenia (nieformalnie uznając Covid-19 jako chorobę sezonową), widząc ich szkodliwość zarówno dla gospodarki, demokracji jak i zdrowia społeczeństwa.
Komentarze
Prześlij komentarz