Nowy, zielony świat. Cz. 1
Europejskie rządy, które ochoczo przystąpiły do wprowadzania
założeń Zielonego Ładu, pod naciskiem rolników zaczęły się z niego powoli
wycofywać (wspomnieć należy tutaj Holandię, największego w Europie eksportera
żywności, przez którą w ostatnich latach przetoczyły się bodaj największe
protesty rolników - rząd w Hadze już wcześniej, bo pod koniec 2021 roku, na
własną rękę wprowadził plan redukcji emisji tlenków azotu o połowę do 2030 roku,
min. poprzez likwidację i przymusowe wywłaszczenie tysięcy gospodarstw rolnych).
Odsuwanie realizacji założeń Zielonego Ładu w czasie przez poszczególne kraje
nie rozwiąże jednak problemu, jeśli zarządzenia nie zostaną cofnięte na poziomie
administracji UE, na co – poza pewnymi ustępstwami – nie ma co liczyć. Na
razie KE postanowiła zawiesić temat ograniczeń co do stosowania środków ochrony
roślin (jak powiedziała U. Von
der Leyen nie oznacza to, iż KE porzuca tę kwestię, co tłumaczę jako
zawieszenie jej procedowania do czasu wygaśnięcia protestów rolników) a także wycofania przymusu ugorowania części gospodarstwa (wspomniane
4% objęte zakazem prowadzenia jakiejkolwiek produkcji rolnej, w tym zakaz
wypasu i koszenia) na rzecz dobrowolnego jego wyłączenia z
produkcji (za uczynienie czego rolnicy będą otrzymywać dopłatę w wysokości
około 126 euro za hektar). Zamiast kija będzie więc marchewka w postaci dopłat, które w końcu udobruchają blokujących drogi
rolników. A co z konsumentami? Ostatecznie
tak czy inaczej za to zapłacą (finansując wprowadzane reformy, skutki reform, bądź kary za nieśpieszne ich wprowadzanie w postaci jakiegoś nowego podatku emisyjnego
od produkcji rolnej, tak jak ma to miejsce w przypadku energetyki).
Tu dochodzę
do drugiego punktu moich rozważań – okresu w jakim wprowadzany jest Zielony Ład. Czas na
wprowadzanie koniecznych reform (gdyby omawiane za takie uznać) nigdy nie jest odpowiedni,
ale obecny czas jest chyba najmniej odpowiedni ze wszystkich, w sytuacji gdy wojna
rosyjsko-ukraińska, doprowadziła do mocnych zawirowań w przepływie i dostępie
do płodów rolnych nie tylko w Europie ale i na świecie. Blokada portów na
morzach Czarnym i Azowskim zmusiła Ukrainę (a raczej zagraniczne koncerny i lokalnych
oligarchów trzymających łapę na tamtejszym rolnictwie) do szukania nowych dróg
eksportowych, przez/do Polski i Europy, co automatycznie przełożyło się na
spadek cen skupu polskich produktów rolniczych. Jedną z przyczyn protestów (głównie w Polsce, ale nie tylko) jest
właśnie bezcłowy import ukraińskich płodów rolnych. Problemem nie jest tylko
cena - kraje członkowskie UE jeszcze przed wprowadzeniem Zielonego Ładu swoją
produkcję opierały na wysokich standardach jakości żywności, ochrony środowiska
i traktowania zwierząt w przeciwieństwie np. do Ukrainy, gdzie takich
standardów nie ma. Obostrzenia i dalsze śrubowanie standardów w krajach UE,
które przewiduje Zielony Ład, przy niekontrolowanym napływie produktów spożywczych
z krajów, które nie przestrzegają żadnych norm i standardów już przynosi
konsekwencje. Brak rynku zbytu na lokalne produkty w 2024 roku przyczyni się do
zmniejszenia zasiewów i produkcji żywności w Europie, a konsument - wbrew temu
co zakłada Zielony Ład - otrzyma produkt gorszej jakości zza wschodniej granicy.
Niestety argumenty te nie trafiają do władz UE – niecałe dwa tygodnie temu
(09.04.2024) komisja ds. handlu
międzynarodowego w PE zaakceptowała przedłużenie zwolnienie ukraińskiej
żywności z ceł do czerwca 2025 roku.
Jest to kolejny przykład, kiedy UE działa wbrew własnym interesom, gdy w
ramach
walki ze zmianami klimatu wykańcza swój przemysł. Tak jest już z wspomnianą zieloną
energetyką i zielonym przemysłem samochodowym – dziś to Chiny produkują dla
Europy samochody elektryczne, panele słoneczne i wiatraki, trując przy tym planetę jak do tej pory, a przy okazji wygrywając z Europą wojnę gospodarczą. Ta sama
droga czeka przemysł spożywczy. Za te projekty gwarantujące nam komfort
czystego powietrza i czystych sumień zapłacimy ogromną cenę (dalsza inflacja,
stagnacja gospodarki, bezrobocie), którą nie wiem czy posiadająca ogromne ambicje,
ale biedniejąca Europa będzie w stanie udźwignąć. Jeśliby
nawet zakładać tylko dobrą wolę rządzących, dla których zdrowie ludzi i planety
byłoby priorytetem (co jest pobożnym życzeniem) to trzeba zadać pytanie czy
wprowadzenie takiego drastycznego planu nie spowoduje więcej szkód niż pożytku.
Fakt, rolnictwo wielkoprzemysłowe niekorzystnie wpływa na klimat, a przede
wszystkim drastycznie obniżyło jakość żywności i trzeba temu przeciwdziałać. (wspomnę
tutaj także o innych szczytnych założeniach Zielonego Ładu jak obniżenie
wykorzystania antybiotyków w hodowli zwierząt, czy poprawy warunków ich bytowania).
Pytanie tylko czy zmiany te sprawią, że żywność stanie się zdrowsza, a jeśli
tak, to kogo (po opłaceniu rachunku za zieloną energię i raty za samochód
elektryczny) na tą zdrową żywność będzie stać. Cdn.
Komentarze
Prześlij komentarz