Nowy zielony świat Cz. 2
Wynalezienie rolnictwa
doprowadziło do ogromnego przeskoku cywilizacyjnego naszego gatunku. Nadwyżki
żywności umożliwiły prowadzenie osiadłego trybu życia i rozwój wszelkich nowych
form aktywności. Przyczyniły się również do niekontrolowanego przyrostu
ludności świata, obecnie uważanego za globalny problem, z którym należy
walczyć. W okresie industrialnym rolnictwo, jak każda forma przemysłu została
mocno udoskonalona, skonsolidowana, objęta ścisłym nadzorem władz i izb
handlowych. To właśnie rozwój efektywnych technik rolniczych wespół z
liberalizacją handlu doprowadziły do drastycznego zmniejszenia się opłacalności
prowadzenia drobnych gospodarstw. Wieśniacy porzucili więc rolę i przenieśli
się do miast (w ciągu 100 lat liczba osób parających się rolnictwem spadła mniej
więcej 10-ciokrotnie), w kwestii pożywienia uzależniając się od pozostałej na
rynku wewnętrznym garstki hodowców, a w wielu krajach - w skutek całkowitego
załamania się lokalnego przemysłu rolniczego - w znacznym stopniu od importu. Na gruzach rolnictwa tradycyjnego powstało
tzw. rolnictwo wielkoprzemysłowe produkujące ogromne ilości jedzenia na
stosunkowo niewielkiej przestrzeni, zdolne wyżywić całą ludzkość (mimo stale
panującego gdzieś głodu), jedzenia często wątpliwej jakości, a przynajmniej
ubogiego w składniki odżywcze występujące w produkcji drobnorolnej. Dziś rolnicy
stanęli na celowniku rządów, organizacji międzynarodowych i różnego rodzaju
podmiotów, które z różnych powodów (choć oficjalnie głównie w trosce o klimat) domagają
się ogromnych zmian w skali i kształcie rolniczych procesów produkcyjnych.
W poprzedniej części omówiłem
europejski projekt Zielonego Ładu. Choć przywódcy UE za cel postawili sobie przewodzenie
światowemu ruchowi ochrony klimatu, to ww. projekt nie jest wymysłem samych
eurokratów. Jego korzenie sięgają głębiej i są związane z projektami wdrażanymi
w różnej skali i formie na całym świecie, a ton nadają im wytyczne płynące z
posiedzeń organizacji (tylko z nazwy non-profit) takich jak ONZ czy WEF
wspieranych przez tysiące wpływowych interesariuszy i proekologicznych
instytucji zrzeszonych w międzynarodowe grupy takie jak GP, CCL, PETA, WSPA,
WWF i im podobne. Oczywiście nie jestem obojętny argumenty przedstawiane
przez wspomniane grupy obrońców natury - eksplorowanie planety w sposób
niekontrolowany (które pozwoliło nam dojść do obecnego poziomu rozwoju cywilizacyjnego)
doprowadziło do szkód w środowisku i trzeba temu przeciwdziałać. Nie może się
to jednak odbywać w sposób równie niekontrolowany, to jest bez zważania na
skutki jakie z tego wynikną dla miliardów ludzi na świecie. Mówię tu głównie o
głodzie, który jest problemem stricte społeczno-politycznym (gdyż nie jest
skutkiem braku żywności, ale braku środków na jej zakup). Proponowane
rozwiązania tylko pogłębią ten problem, doprowadzając do kolejnych zwyżek cen
żywności i zakłócenia łańcuchów dystrybucji, co w konsekwencji zwiększy liczbę niedożywionych
i głodujących.
Niestety w tym właśnie kierunku zmierzają wszelkie ekoprojekty, podsycane przez propagatorów nowopowstałej mody na „ratowanie planety” wespół z walczącymi tą bronią o nowe źródła dochodów. Wokół tej mody, powiedziałbym idei powstał ogromny przemysł i trudno dziś ustalić komu chodzi o ochronę klimatu, a komu o nowe rynki zbytu. Życzyłbym sobie, aby ta idea pojawiła się – jak mawiał Alberto Moravia – „niczym goście – uprzejmie i z założeniem, że nie będą tyranizować swoich gospodarzy” niestety nic z tego. Stoją za tym zbyt duże pieniądze. Nowe koncepcje walki z zanieczyszczeniem środowiska, na różnych polach (transport, przemysł, energetyka) wpychane są nam żywcem i na razie tylko rolnicy byli się im w stanie czynnie przeciwstawić. Niestety dla większości ludzi żyjących w naszej rzeczywistości protesty tej grupy nie są do końca zrozumiałe - w końcu nie ma znaczenia skąd bierze się żywność, skoro półki sklepowe uginają się od jedzenia, a ceny są wciąż jeszcze przystępne - póki co, wołowina może więc przyjeżdżać z Namibii, a zboże z Brazylii (tak jak meble ze Szwecji, wiatraki z Niemiec, samochody z Rumunii, węgiel z Australii, gaz z USA, a cała reszta z Chin – problem w tym, czym za te towary zapłacimy skoro sami nie będziemy zarabiać, prawie niczego nie produkując).
Jak wspomniałem trudno oceniać
intencje (oraz skalę wpływu na obecną politykę w tej materii) organizacji
walczących o środowisko i prawa zwierząt - łatwiej to zrobić w przypadku właścicieli
agrokompleksów, koncernów rolno-spożywczych (wytwarzających półprodukty i produkty
spożywcze) takich jak Cargill, Nestle, Kraft czy przemysłu biotechnologicznego
(produkującego GMO, nawozy, nasiona, pestycydy, ale także substytuty naturalnej
żywności) reprezentowanych przez takich gigantów jak Bayer, BASF, Syngenta,
DuPont, których jedynym celem jest wprowadzenie na rynek swoich towarów i
całkowitego uzależnienia od nich konsumentów. Wszystkie wspomniane grupy interesu,
dążą do przejęcia światowego rynku żywności i mają w tej materii ogromne
sukcesy. Ten szybko rozrastający się ponadnarodowy globalny reżim ekonomiczny
organizujący produkcję i dystrybucję żywności teraz posługuje się argumentami
walki z głodem i ochroną środowiska naturalnego, mimo tego, że jest w współwinny
za obecną sytuację, a także za wszelkie niekorzystne zmiany, u progu
wprowadzenia których jesteśmy.
Postulaty poszczególnych grup są
często ze sobą sprzeczne (tak jak i z samą ideą ochrony natury, zwierząt i ludzi,
którzy w końcu są jej częścią), podobnie jak ich interesy. Nie przeszkadza to
jednak, aby każdy wykorzystywał obecny klimat z korzyścią dla siebie. I tak: genetycznie
modyfikowane rośliny i substancje służące do ich ochrony przedstawiane są jako
środki mające zapewnić wystarczającą ilość pożywienia dla każdej gęby na tej
planecie, a zły stan środowiska jest pretekstem do ograniczania produkcji i
spożycia mięsa, które ma zmniejszyć emisję dwutlenku węgla i zatrzymać globalne
ocieplenie. Trwają próby z produkcją sztucznego mięsa i jego zamienników –
uzasadnieniem takiego rozwiązania (oprócz oczywiście cierpienia zabijanych
zwierząt) jest ponownie przywoływany głód na świecie, który można by wyeliminować, gdyby
tylko żywność zjadaną rokrocznie przez bydło, trzodę chlewną i ptactwo
przeznaczyć do karmienia ludzi. Tego typu argumentacje to jawna kłamstwa, gdyż - jak już wskazałem wcześniej - głodu nie powoduje niewystarczająca produkcja
żywności czy brak przestrzeni do jej upraw, którą - jak twierdzą propagatorzy
takiego rozwiązania - można by pozyskać z terenów wykorzystywanych do wypasu
bydła (a przynajmniej zwrócić go naturze). Głód powoduje niewłaściwa dystrybucja wyprodukowanej żywności, jej
marnowanie, a także celowe jej niszczenie (choćby nawet z uzasadnionych prawnie
czy ekonomicznie, ale na pewno nie moralnie powodów). Widać jednak niestety, że
taka argumentacja przekonuje polityków wydających koncesje na tego typu działalność,
powstają więc fabryki sztucznego mięsa (GoodMeat), nabiału czy ich naturalnych
zamienników w postaci hodowli grzybów, czy robactwa (InnovaFeed, Protix, EntomoFarms),
które mają zastąpić białko zwierzęce w naszej diecie.
Kiedy stoimy w obliczu kryzysu
żywnościowego, spowodowanego między innymi wojną za wschodnią granicą, gdy ceny
nasion, nawozów i żywności rosną, rządy na całym świecie, w ramach walki ze
zmianami klimatycznymi płacą rolnikom za niszczenie swych plonów, ubój
zwierząt, zawieszanie działalności i za wyzbywanie się swej ziemi. Nie dzieje
się to tylko w Europie - działania takie prowadzone są na całym świecie od Australii
po Stany Zjednoczone - wspomniana wcześniej ONZ forsuje ogólnoświatowy podatek
od każdego kilograma mięsa pochodzącego z hodowli pastwiskowej (ale nie
wielkoprzemysłowej), który dotknie głównie średnich i drobnych hodowcach
produkujących najlepszej jakości mięso (notabene w optymalnych dla zwierząt
warunkach). Nie można tego wszystkiego nazwać inaczej jak tylko syntezą problemów i wdrażaniem w odpowiedzi na nie rozwiązań z korzyścią dla uprzywilejowanych i biznesu, a ze szkodą dla konsumentów. Przy sztucznie wywoływanym kryzysie i
spowodowanych nim zwyżkach światowych cen żywności łatwiej w końcu wprowadzić na
rynki jej biotechnologiczne substytuty, a także stworzyć globalny system
nadzoru i zarządzania zasobami żywności i wody, obwarowując je nowymi
przepisami i podatkami. Dla obywateli tego świata, którym mocno kurczy się
nierynkowy dostęp do jedzenia, wody, ziemi i schronienia powinien to być sygnał
do zdecydowanego protestu.
Komentarze
Prześlij komentarz