Druga tura - mniejsze zło.
Wolałbym nie wybierać między warcholstwem PIS, a targowiczanami
z PO, ale niestety nie żyjemy w idealnym świecie. To w kwestii niezależności
kandydatów zakwalifikowanych do drugiej tury. Co się jednak tyczy samego wyboru
pomiędzy panami Nawrockim i Trzaskowskim, to nie powiem, żebym w niedzielę
wybierał mniejsze zło, gdyż różnica jakościowa pomiędzy (dalekim co prawda od
ideału) kandydatem prawicy, a jego odmalowanym kontrkandydatem jest na tyle
wyraźna, że nazwę ją fundamentalną. Pan Trzaskowski odzwierciedla w końcu wszystko
to, za co Polacy odsunęli od władzy Platformę – puste obietnice, słabe
zarządzanie, przejadanie produktu krajowego, wolność prowadzącą do zniszczenia
tożsamości narodowej, tupet i pogardę dla swoich rodaków oraz służalczość w
stosunku do zagranicy. Może pójść na piwo z panem Mentzenem, lub nawet na
pielgrzymkę na Jasną Górę, nie zmieni to jednak faktu, że jest przedstawicielem
zepsutej klasy politycznej, która Polskę traktuje jak jadłodajnię i trampolinę.
Idealny kandydat na Prezydenta dla naszych sąsiadów, konkurentów gospodarczych
i wszystkich chętnych do dojenia polskiej krowy, od kredytodawców i korporacji
zaczynając, a na ekologach i przybyszach ze wschodu kończąc.
Czy nikogo nie dziwi, że tak chętni do wypowiadania się na nasz
temat unijni dygnitarze od tygodni siedzą cicho? Nie protestują nawet wtedy,
gdy polski premier kłamiąc na potrzeby kampanii twierdzi, że nie zgodzi się na
relokacje imigrantów. Nie ma co zapeszać, wszystko idzie w dobrym kierunku,
szczegóły dogadane. Pan Tusk, pasażer drugiej klasy zadeklarował pełną
współpracę swoją i przyszłego Prezydenta w dalszym pogłębianiu więzi między
Polską i UE. Wszyscy w napięciu oczekują, aż usunięta zostanie ostatnia zapora,
aby nowoczesność, liberalizm i różnorodność we wszelkich możliwych postaciach
mogły ukrzewić się (tak jak zrobiły to we Francji, Belgii czy Wielkiej
Brytanii) na tej ziemi, na dobre rozsadzając kruszejący beton zaściankowej polskości.
Idealnie do tego nada się cynik, który w każdym swoim zdaniu
drwi z inteligencji Polaków, kosmopolita o poglądach liberalno-lewicowych
zmieszanych z ideologią New Age, zwalczający wiarę i tradycję w imię
konieczności zapewnienia wszystkim neutralnego światopoglądowo otoczenia. Władzom
Platformy, nie przeszkadza, że przy tym swoim gruntownym wykształceniu i
towarzyskim obyciu jest tak rozedrgany, że przed publicznymi wystąpieniami potrzebuje
wsparcia psychoterapeuty. Ważne by jego sztuczny uśmiech dał partii wygrane
wybory. Mniej ważne, jak będzie sobie radził później, w rozmowach z grubymi
rybami jak Trump, Putin, czy Jinping (no dobrze, przestrzeliłem z tym kalibrem
– niech będzie ktoś z naszej orbity: pan Orban, pan Zełenski, czy pani „Barakuda” Von der Layen). Obawiam się, że starcie
z nimi może skończyć się dla niego depresją i nie pomoże doświadczenie w walce
z wężami morskimi czy nurkowanie z rekinami, które opisał w autobiografii.
Co do pana Nawrockiego – marszczę czoło i przymykam oczy od
mydlin o jego niezależności. Niezależności dziś i w przyszłości. Nie zakładam wprawdzie
zerwania się z łańcucha Prawa i Sprawiedliwości, ale jako byłemu sportowcowi w
dziedzinie ulicznych sztuk walki, charakteru mu chyba nie braknie i ma szansę
spisać się lepiej niż obecny Prezydent (co nie będzie wielkim wyczynem).
Odbiegając od błędów młodości, myślę, że jako historyk, pracownik Muzeum II
Wojny Światowej i IPN, o zbrodniach dokonanych na Polakach (także zbrodniach
zaniechania, czy złamania danego słowa) ma wiele do powiedzenia i że dzięki tym
doświadczeniom wykaże się ograniczonym zaufaniem w stosunkach z naszymi, licznymi
papierowymi sojusznikami, czy choćby bardziej pragmatycznym podejściem do
kwestii Ukrainy.
Nie mierzę poziomu patriotyzmu polityków liczbą udziałów w obchodach
rocznic państwowych i marszach niepodległości. Nigdy jednak nie zagłosuję na
kogoś, kto dumnych ze swojego pochodzenia i przywiązanych do Ojczyzny Polaków
nazywa faszystami, co kilkukrotnie zdarzyło się obecnemu Prezydentowi Warszawy,
jak i wielu przedstawicielom jego środowiska – politykom, działaczom
wymachującym Konstytucją, dziennikarzom, aktywistom w tęczowych koszulkach, z
Naczelnym Rabinem Polski na czele. Jak pisałem już przed pierwszą turą, bycie
twarzą tej, czy innej partii to za mało, by stać się reprezentantem narodu o
tysiącletniej historii, tym bardziej jeśli podąża się (czy pragnie podążać) drogą,
która wielokrotnie doprowadzała ten naród do ruiny. Mam wiele uwag do pana
Nawrockiego (jak i do całej fałszywie cnotliwej i uduchowionej prawicy), jednak
przemawia za nim coś czego podważyć nie mogę – pewna spójność myślenia z
kierunkiem w jakim powinna podążać Polska, aby przetrwać najbliższe
dziesięciolecia, jako Polska jeszcze.
Komentarze
Prześlij komentarz