Podwójne standardy wojny
Co sprawia, że świat
pozostaje ślepy na izraelskie prześladowanie palestyńskiej ludności? Dlaczego politycy,
dziennikarze i komentatorzy (z nielicznymi wyjątkami) milczą? Dlaczego rządy i
ponadnarodowe organizacje, które tak ochoczo wspierały Ukrainę w jej walce z
agresorem nie reagują dziś, gdy Izrael głodzi, torturuje i zabija cywilów? Gdzie
przez ostatnie dwa lata były firmy i korporacje, które - w imię solidarności z
napadniętymi - wycofywały się z rynku rosyjskiego po jej ataku na Ukrainę? Czym
kierują się międzynarodowe organizacje i federacje, które jedna po drugiej
wykluczały Rosję z wydarzeń sportowych i kulturalnych jednocześnie zamykając oczy
na działania Izraela?
Region Gazy, czyli tereny wokół starożytnego miasta Gaza mają historię tysiącletnich wojen i konfliktów religijnych, historię upadku i rozkwitu pod rozlicznymi rządami: Egipcjan i Persów, Turków i Mongołów, Chrześcijan i Arabów, Francuzów i Brytyjczyków. Ci ostatni okupowali miasto Gaza (jak również pozostałą cześć obecnego terytorium Palestyny i Izraela) przez dwie dekady i wycofując się w połowie XX wieku z tego gorącego regionu, przyczynili się do formalnego podzielenia go między Żydów i Palestyńczyków, tworząc podwaliny pod powstanie państwa Izrael, czego efekt widzimy do dziś. Cóż, dobrymi chęciami – jeśli nimi kierowali się Brytyjczycy – jest wybrukowane piekło. Zostawili ten bałagan Amerykanom, którzy w końcu upatrzyli w nim interes, o czym wspomnę za chwilę. Tyle historii w pigułce. Nie zamierzam oczywiście rozstrzygać, komu te tereny winny dziś przypaść. Żadna odpowiedź nie byłaby wystarczająco obiektywna. Powiem tylko tyle, że twierdzenie strony arabskiej, jakoby terytorium to od zawsze należało do Palestyńczyków, jest tak samo nieprawdziwe, jak bezzasadne są w stosunku do niego, a opierające się na biblijnych przypowieściach, roszczenia Izraelitów, Nie zmienia to faktu, że Izrael robi co może, aby jego wersja historii stała się tą obowiązującą. Najlepiej poprzez zdyskredytowanie Palestyńczyków, pozbawienie ich woli życia i walki, rozpędzenie, unicestwienie. W ostatnich dwóch latach plan nabrał mocno tempa i najeźdźca - jak na najeźdźcę przystało - równa z ziemią kolejne osiedla okupowanego terenu, przy okazji mordując tysiące mieszkańców. Jak wspomniałem, większość świata przygląda się temu bezczynnie.
Wszystkim tym, którzy
twierdzą, że Izrael ma prawo dokonywać czystek na Palestyńczykach w imię swoich
racji, przypominam, że Palestyńczycy to przede wszystkim ludzie, cywile,
dopiero później Palestyńczycy. Bezradni mężczyźni i bezradne kobiety, przerażeni
starcy i przerażone dzieci. Rodziny, które zostały rozerwane i zdziesiątkowane przez
agresora. Przykre, że zachodni świat postrzega Palestyńczyków jako dzikusów,
jako niższy gatunek ludzi, który można zetrzeć z mapy świata. Dają przecież na
to zielone światło. W końcu Izrael jest państwem demokratycznym, a państwa
demokratyczne z założenia postrzegane są jako struktury nadające właściwy
kierunek dziejów, jako działające w dobrej wierze, w obronie wartości,
wolności, ze szlachetnych pobudek. Takie państwo może swobodnie zbombardować
terytorium sąsiada, doprowadzając do chaosu i głodu setki tysięcy ludzi, a
później ogłosić sukces kampanii, zawieszenie broni i pokój na gruzach ich domów. Nie zapominam o dramacie zwykłych
Izraelczyków, których bliscy zostali uprowadzeni lub zabici przez Hamas (pod
okiem izraelskiego MOSAD-u, jednej z najlepszych agencji wywiadu na świecie), co
doprowadziło do ostatniej eskalacji trwającego dziesiątki lat konfliktu.
Chciałbym jednak skoncentrować się na skali odwetu w wykonaniu Izraela, która
przekroczyła wszelkie granice: moralne, bitewne, dyplomatyczne.
Nic dziwnego, że mediacji
w sprawie zawarcia pokoju podjęły się Stany Zjednoczone, które we wszczynaniu wojen,
jako prewencyjnych działań na rzecz demokracji i pokoju na świecie, mają duże
doświadczenie. Są przecież głównym dostarczycielem broni dla Izraela i
zainwestowali w tą wojnę miliardy dolarów (jak i w sam Izrael, o którego
wizerunek dbają nieustannie). Dlaczego Izrael jest dla nich tak cenny? Przede
wszystkim jest dla Stanów Zjednoczonych jedną wielką bazą wojskową i
wywiadowczą, służącą do testowania amerykańskich technologii i zabezpieczającą
interesy Amerykanów w regionie (bez angażowania amerykańskich żołnierzy). Można
powiedzieć, że są przeciwwagą dla wrogów Ameryki w tej części świata. Chronią także
kanał Sueski, służący do transportu saudyjskiej ropy, sprzedawanej do Europy za
dolary. Z drugiej strony, nie należy też zapominać, że w Waszyngtonie istnieje
olbrzymie lobby żydowskie (w Ameryce żyje porównywalna ilość Żydów jak w samym
Izraelu) – miliony wyborców (istnieje wśród nich także duża grupa przeciwników agresywnej polityki Izraela) i tysiące darczyńców działających w interesie
pierwszej ojczyzny.
Działania Stanów Zjednoczonych są dla mnie na ogół zrozumiałe, niezrozumiałe jest jednak dla mnie, bezmyślnie podążanie Europy za amerykańską propagandą sukcesu. Wielu chciałoby chyba widzieć w Ameryce to dawne mocarstwo, które proklamowało się strażnikiem i sędzią świata. Niezależnie czy ma to odzwierciedlenie w rzeczywistości, dla świata, a przynajmniej dla państw demokratyczno-kapitalistycznych, wciąż tym mocarstwem pozostaje, decydując kto jest wrogiem, a kto przyjacielem, kto agresorem, a kto ofiarą. Wciąż ich na to stać. Marketing i zarządzanie (albo propaganda i zastraszanie) oraz potok nieustannie płynących i nieustannie urzekających dolarów sprawia, że Europa przytakuje kompromitującemu się Donaldowi Trumpowi (wspierającemu izraelską skrajną prawicę i skorumpowanego Beniamina Netanjahu, rozpoczynającego operacje wojskowe przeciwko swoim wrogom za każdym razem, gdy jego rząd wisi na włosku). Wsłuchują się w głos Donalda Trumpa, który chwali się zakończeniem 7 wojen, choć niczego tak naprawdę nie zakończył. Metodą kija i marchewki przygasił co prawda niektóre spory, aby nie musieć skupiać na nich zbytnio swojej uwagi. Tam gdzie nie ma interesu niczego kończyć (mowa tu o Ukrainie), umiejętnie podsyca płomienie, tak by nie powstało zbyt duże ognisko (Pytanie czy komuś zależy dziś na zakończeniu konfliktu na Ukrainie? Od Ameryki po Chiny każdy prowadzi swoją wojnę i warunkuje jej zakończenie spełnieniem warunków, które dla żadnej ze stron nie są dziś akceptowalne czy osiągalne). Wracając jeszcze do Prezydenta USA: twierdzi, że chce robić pokojowy biznes, po czym grozi Hiszpanii wyrzuceniem z NATO, za to że jej rząd sprzeciwia się wydawaniu 5% rocznego PKB kraju na zbrojenie. Daje wolną rękę Izraelowi na zabijanie cywilów w Palestynie i jeszcze liczy na pokojową nagrodę Nobla. Istny wzór do naśladowania. Odbiegając od osoby Donalda Trumpa, solidarność z jaką państwa Zachodu stawiają siebie i swoich sojuszników po „jasnej strony mocy” jest zaprawdę godna podziwu i pożałowania jednocześnie. Jak można bezczynnie patrzeć na okrucieństwa, jakiego dopuszczają się władze narodu, który na dobitkę uważa się za wybrany przez Boga? Oczywiście dziś ten temat zszedł już z tapety. Ogłoszono przecież zawieszenie broni, ale nikt realnie myślący nie zakłada chyba, że gehenna Palestyńczyków w Gazie dobiegła końca, skoro Izraelczycy nie zostawili tam kamienia na kamieniu. Mimo zapewnień, że jest inaczej, naziemna operacja wojskowa trwa, a władze Izraela wciąż utrudniają udzielanie pomocy bezdomnym i głodnym mieszkańcom Gazy.
Gdy rosyjskie ataki na
wschodzie Ukrainy rozgrzewały do czerwoności opinię publiczną, równanie z
ziemią palestyńskich osiedli i głodzenie ponad miliona jej mieszkańców przeszło
prawie bez echa. Wielu prominentnych polityków wsparło Izrael, gdy ten zamienił
Strefę Gazy w jedno wielkie getto. (Notabene, ciekawi mnie czy Izraelici zapomnieli?
A może wręcz przeciwnie? Wzięli przykład z Niemców, którzy podobnie postąpili kiedyś
z ich przodkami w Warszawie i wielu innych miejscach). Słowa potępienia, jeśli
już się pojawiały, były bardzo oszczędne, zazwyczaj wyrażane jako prywatne
opinie, a nie oficjalne komunikaty. Nie nałożono żadnego pakietu sankcji, aby
ukrócić stosowania faszystowskich metod, jakich dopuściły się władze w
Jerozolimie. Nie wyciągnięto konsekwencji, ani w stosunku do Państwa Izrael,
ani w stosunku do izraelskich polityków i przywódców religijnych, z których ust
wciąż wylewa się mowa nienawiści, mowa o „ostatecznym rozwiązaniu kwestii
palestyńskiej” (wyjątkiem wśród zachodnich polityków są premierzy Wielkiej
Brytanii, Kanady i Nowej Zelandii, którzy nałożyli symboliczne sankcje w
stosunku do dwóch ministrów Izraela). Dziś, gdy w Kijowie i Odessie młodzi
Ukraińcy balują na dyskotekach, a ich pobratymcy swobodnie podróżują po
Europie, unijni politycy szykują 19 pakiet sankcji przeciw Rosji, zapominając
dziwnym trafem o Izraelu, na który nałożono ich okrągłe zero.
Bierność w jednym
przypadku, a nadgorliwość w
drugim świadczy o tym, że troska o los ludzki nie jest tu wyznacznikiem
działania. Stosowanie podwójnych standardów i miar w czasach, w których tyle
mówi się o tolerancji i przeciwdziałaniu rasizmowi, stało się powszechne. Śmierć
to zawsze tragedia, choć – w przypadkach konfliktów, o których wspomniałem – do
tej miary, medialnie urasta jedynie śmierć ukraińskich dzieci. Śmierć dzieci palestyńskich
to tylko statystyka, choć w liczbach (w przypadku obu krajów równie
przerażających) wygląda to inaczej - w ciągu 3,5 roku wojny na Ukrainie zginęło
około 670 dzieci, w ciągu 2 lat okupacji Palestyny zginęło ich 19 tysięcy (to
tak jakby każdego dnia konfliktu wyparowywała 25 osobowa klasa). Obie te wojny widzimy
z punktu widzenia strony, która ma przełożenie na opiniotwórcze media. Wszystko
sprowadza się więc do narzucenia i utrzymania właściwej narracji. Wróg naszego
przyjaciela to nasz wróg, można pozwolić na jego zniszczenie, a przynajmniej zdyskredytować,
jego straty przemilczeć. Wróg to nie człowiek, ludzie są tylko po naszej
stronie, a swoich trzeba bronić, nieważne jak haniebne postępują. Nie liczą się
środki i jednostki ludzkie, tylko
rezultat, który będzie można przeliczyć na jednostki kapitałowe. No i możliwość
pisania historii po swojemu.

Komentarze
Prześlij komentarz