Rodzina słowem silna
Rodzina nie ogranicza, jeśli już to dyscyplinuje, od dziecka
zmuszając nas do psychicznego i emocjonalnego rozwoju. Rodzina nie jest
ciężarem, ale pozwala nam nabrać rozpędu. Rodzina nie ma być miła, zgodna i uczynna.
Powinna dawać nam oparcie, ale przede wszystkim ma nas wychować, ukształtować, przygotować
do życia w większych społecznościach (których jest pierwowzorem), do interakcji
z żywymi ludźmi. To, że członkowie rodzin mimo bliskiego pokrewieństwa potrafią
być tak zadziwiająco różni nie powinno być przeszkodą w utrzymywaniu poprawnych
stosunków rodzinnych. Rodzina stanowi przekrój społeczeństwa, które jest zdrowe
jeśli jest zróżnicowane charakterologicznie. Korzyścią jaka z tej różnorodności
płynie jest poznanie, zrozumienie i zaakceptowanie innych ludzi, połączenie mostami
dzielących ich przepaści myślowych, co jest kwintesencją przystosowania
społecznego.
To nie rodzina czy lokalna społeczność jest zacofana, ale
jednolite mentalnie towarzystwo, grupy interesu, konformistyczne kasty i
partyjne kliki. To takie właśnie towarzystwa wzajemnej adoracji, a nie rodziny,
czy lokalne społeczności ograniczają horyzonty myślowe i poznawcze jednostki. Obracanie
się wśród podobnie myślących ludzi (lub wśród obcych) nie jest bowiem dla
człowieka tak absorbujące i stymulujące jak utrzymywanie bliskich kontaktów z
grupami, których się nie wybiera: rodziną i sąsiadami. W rodzinnych i
sąsiedzkich kręgach wszystko stawia wymagania i warunki. Pochłania to mnóstwo
energii i nie ma w tym nic złego, że czasami chcemy uciec przed tego rodzaju wyczerpującymi,
czasem wręcz natarczywymi kontaktami. Nie starajmy się jednak
udawać, że nasza ucieczka czy to z rodzinnego domu lub osiedla ma
wznioślejsze powody niż podwyższenie standardu życia, czy uzyskanie komfortu
świętego spokoju. Niestety wiele osób dorabia sobie do tej ucieczki ideologię, twierdząc,
że to lokalne otoczenie było dla nich za ciasne, nie dorównywało im
intelektualnie, że wyrośli ponad nie, nie wspominają jednak, że uciekają przed
bliskością i prawdziwością tych ludzi. Bezimienne tłumy spotykane na ulicach
dużych miast, w tramwajach, na stadionach czy w centrach handlowych, to nic w
porównaniu do wyzwania jakim jest spotkanie ciekawskiej ciotki czy roszczeniowego
sąsiada, z którymi musimy wchodzić w emocjonalne interakcje.
Rodzina jest daną nam przypadkową próbką ludzkości,
reprezentującą wioskę, miasteczko, region, naród, w końcu całą ludzkość i
stanowi doskonałe odwzorowanie jej różnorodności cech i poglądów. Nie uciekniemy przed nią, chyba że w
izolację. Na każdej bowiem ulicy świata znajdziemy taką próbkę, musimy się
jednak do niej zbliżyć, aby zobaczyć jak jest żywa, ciekawa, pełna
różnorodności. Tego od najmłodszych lat ma nas uczyć i do tego przygotowywać
rodzina. Pierwsze czego nas uczy to tego, że rodziny się nie wybiera podobnie
jak świata, który mógł się bez nas obejść, podobnie jak przygód, które nas
spotykają i okoliczności, których nie możemy kontrolować. Musimy jednak
wewnątrz niej funkcjonować, tak samo jak życie powinniśmy oglądać od wewnątrz.
Nie jak obserwatorzy, ale jak uczestnicy tego istniejącego wbrew wszystkiemu i
niezależnego od naszej woli ciągu zdarzeń. Posiadać kontrolę nad wszystkimi
aspektami swojego życia to odebrać mu cały smak. Dziś jednostka, ledwie znając
swoich wujków i kuzynów, ucieka z domu w wielki świat nowoczesnych społeczności
szukając niezależności, której jednym z aspektów jest wyzbycie się głębszych
relacji z ludźmi dla jej spokoju i wygody. W zatłoczonym mieście szuka
anonimowości (jednocześnie korzystając z możliwości wyszukiwania jednostek i
grup o podobnych zainteresowaniach i poglądach) by oszczędzić sobie
energochłonnych kontaktów z odmiennymi od niej, lecz równymi jej ludźmi z krwi
i kości (których notabene pełne było rodzinne podwórko).
W zasadzie można stwierdzić, że każda dzisiejsza rodzina (w
ujęciu wielopokoleniowym) jest dysfunkcyjna. Wydaje się, że przyczyną kryzysu,
o którym wspominałem powyżej jest funkcjonujące obecnie przeświadczenie, że
pokrewieństwo to za mało by pogodzić różnice zdań w rodzinie, a nawet jeśli
jest inaczej, koszty ustępstw, na które trzeba pójść są przez jej członków nie
do zaakceptowania (diagnozę tę rozszerzyć należy na całe nasze społeczeństwo). Mimo
więc, że większość z nas posiada liczną familię, mamy trudność wskazać choćby
kilku spośród jej grona, których odwiedziliśmy w ostatnim roku. Tak, to prawda
w rodzinach występują różne scysje i rozdźwięki. Z jej szacownymi członkami
trudno dogadać się w prostych sprawach jak choćby organizacja imienin, nie
mówiąc o podziale „spadku po dziadku” czy mniej przyziemnych, aczkolwiek
ważnych kwestiach światopoglądowych. Faktem jest jednak, że relacje w rodzinie
nigdy nie były proste, mimo tego - dzięki poczuciu łączących krewniaków więzów
– rodzina, będąc podstawą każdej cywilizacji trwa od tysięcy lat. Zaprzestanie prób
jej naprawiania, scalania (zrzucając to na garb wiążących się z tym poświęceń,
codziennych ograniczeń, a czasem także rozczarowań) odsuwanie się od rodziny, od
wspólnot, lokalnych społeczności, wreszcie swojego narodu i rodzaju ludzkiego
to droga donikąd. Fakt, nie możemy wybrać sobie rodziny, nie możemy wybrać
sąsiadów, nie możemy wybrać współobywateli, z którymi chcielibyśmy tworzyć
społeczność czy naród. Jak zawsze stoimy jednak przed wyborem, czy chcemy
ponieść trud budowania prawdziwych relacji czy wybrać prostszą drogę, której
konsekwencjami będą obojętność dla na drugiego człowieka, upadek rodziny i
wieczne podziały wspólnoty narodowej.
Komentarze
Prześlij komentarz